wtorek, 7 marca 2017

Indyjski wojownik w Karakorum


Na posterunkach w Karakorum





Jak wiadomo Pakistan i Indie od samego początku istnienia bardzo się nie lubią i często to sobie okazują. Choć właściwie te wojny i konflikty przypominają walki wewnątrz słowiańskie. W Donbasie obie strony mówią głównie po rosyjsku. W Bośni walczące strony udawały, że mają osobne języki :) Tak samo tutaj -  Pakistan to po prostu państwo muzułmańskich Hindusów najprościej rzecz ujmując. 

Wysoko w straszliwych górach Karakorum biegnie tak zwana Line of Control ustanowiona po wojnie z 1971.  Hindusi, Pakistańczycy i Chińczyki utrzymują bardzooo wysoko w górach posterunki. graniczne. Znajomy podróżnik który był w tych okolicach opowiadał o życiu w tych fortach. Zaopatrzenie dostarczają karawany jaków, albo śmigłowce. Ze śmigłowcami co i rusz  kłopot. Bo i pogoda często fatalna  i powietrza trochę mało dla łopat śmigieł. Zimą załogi czeka  kompletna izolacja, aż do wiosny. Zimą zapuszczają się w te rejony tylko zimowi himalaiści, swoją drogą głównie Polacy.  Żołnierze z fortów  walczą z nudą i rozrzedzonym powietrzem, a zimą z mrozami, lawinami i wichurami. Palą haszysz, a kto ma mocne płuca pali fajki. Piją spirytus do kuchenek. Pakistańscy nocą, żeby Allah nie widział.  Siedzą, stróżują i nudzą się, nudzą. Czasem tylko patrole do siebie postrzelają, albo w ruch idą moździerze. To się nazywa "incydent graniczny".  Wiosną 1999 roku było jednak inaczej.

Na foto - szczyt Broad Peak

Poniżej - o służbie pograniczników na jednym z karakumskich lodowców.




Mała wojna w wysokich górach






W 1996 sojusznicy i klienci Pakistanu - Talibowie zdobyli Kabul. W 1998 roku Pakistańczycy zdetonowali "islamską bombę atomową". Poczuli się pewnie i postanowili trochę poszarpać Hindusów. Oczywiście ponieważ oba kraje miały broń jądrową chodziło o małą wojenkę. Zimą 1998/99 pogranicznicy indyjscy opuścili jak co roku cześć fortów w rejonie miasteczka Kargil. Na przedwiośniu ( tzn przełomie kwietnia i maja ) elitarne odziały Pakistanu i bojownicy ( lub bardziej dżyhadyści ) kaszmirscy obsadzili skrycie opuszczone  posterunki. Było ich zaledwie 5 tysięcy, ale naprawdę ciężko było ich wygnać z zajmowanych pozycji. Zaminowali drogi i górskie ścieżki, mieli ze sobą broń przeciwlotniczą i lekką artylerię.

Na foto - miasteczko Kargil




Rząd w New Delhi zmobilizował szybko, aż 200 tysięcy wojaków. Jednak w wysokich górach niewielki oddział uzbrojony w lekką broń może powstrzymywać brygadę, ba jeden karabin maszynowy i kilku snajperów może zatrzymać natarcie batalionu. Po za tym na tych odludnych bezdrożach nie można było zwyczajnie wykarmić takich mas wojska. Na dodatek znaczna część ( szczególnie palących cygarety ) szybko rozchorowała by się z powodu wysokości.

 Zdecydowano wysłać do akcji 20 tysięczny elitarny korpus górski. Natarcie wspierać miały samoloty, helikoptery i ciężkie  haubice strzelające bardzo  stromotorowo. Co ciekawe w korpusie tym walczyło tez wielu indyjski muzułmanów.   Kontrofensywa indyjska rozpoczęła się w maju i trwała do 26  lipca.

Na foto - żołnierze Indii w czasie wojny o Kargil.



Rambo na Górze Tygrysa






W ostatni tydzień maja Hindusi zaczęli, siłami trzech batalionów, szturmować "Wzgórze Tygrysa". To to na horyzoncie. Wzgórze jak wzgórze  - szczyt jest położony dwa razy wyżej niż Rysy. Walki były zaciekłe. 

 3 lipca rzucono do szturmu 18 batalion grenadierów. Warunki techniczne były takie, że nie było innej rady jak wysłać przodem szpicę. Pluton szturmowy miał za zadanie zrzucić pozostałej części oddziału liny i drabiny sznurowe. Szturmowcy ruszyli nocą. W pewnym momencie dowódca zdecydował by jeden ochotnik wspiął się po stromym zboczu i zrzucił linie reszcie. Zgłosił się 19 letni szeregowy Yogendra Sigh Yadav. Zadanie wykonał i przednia straż zaczęła się cicho piać w górę. Załoga fortu zauważyła ich jednak i otwarła morderczy ogień z karabinów maszynowych i granatników  RPG - 7. Wielu kolegów Yogendry poległo, lub odniosło rany. Poległ dowódca.    Szeregowy Yogendra musiał lubić swoich kumpli ponieważ wpadł w prawdziwą furię. Pod ogniem dopadł pierwszego bunkra i przez otwór strzelniczy wrzucił granat. Potem zlikwidował załogę drugiego bunkra. Cześć obsady zabił czekanem wspinaczkowym, cześć ciosami karate ( lub podobnej sztuki ). W końcu pozostali przy życiu koledzy Yogendry dotarli na szczyt. Szeregowy obwinął paskiem złamaną rękę poprowadził szarżę na ostatni bunkier. 
  To był przełom w bitwie. 4 lipca górę zdobyto. Z 94 osobowej załogi twierdzy na szczycie przeżyło tylko dwóch. Hinudsi stracili 38 zabitych. A Yogendra dostał najwyższe odznaczenie za odwagę - order Param Vir Chakra.

Wojna skończyła się w lipcu po prawie 2 miesiącach ciężkich walk. Islamabad myślał nawet by użyć bomby atomowej, ale na szczęście się nie zdecydował. W walkach poległo ok. 450 Pakistańczyków i 527 Hindusów. Linia demarkacyjna wróciła do stanu sprzed wojny. 

A szeregowy Yogendra został gwiazdą i chyba trochę mu się przytyło niczym Adamowi Małyszowi po zakończeniu kariery mistrzowskiej. Cóż bohaterowie mają prawo pojeść i odpocząć :)





A tu trochę muzyki z patriotycznego musicalu bollywodzkiego o tej wojnie. Jaki kraj taka polityka historyczna :) 





Fotografie - z Wikipedii bo w Karakorum nigdy nie byłem.



P.S.



Jakkolwiek Gazpol jest gazetą de facto partyjną ( z wszystkimi wadami i zaletami tego stanu rzeczy ) to analizy Rybczyńskiego zawsze ciekawe. Tu o tym jak i dlaczego Rosjanie zaczęli wspierać Talibów. Cóż około 2012 roku odkryto w afgańskich górach ogromne złoża wszelakich minerałów. Ani Iran, ani Moskovia, ani USA, ani Pakistan, ani Chiny nie mogą dać się wypchnąć z Afganu. Ta wojna potrwa jeszcze długo.

P.S. 2



A tu o innym Rambo ze Wschodu. 63 letni weteran znów ruszył na wojnę. Tym razem z ISIS. Siwobroda maszyna do zabijania dżyhadystów :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz