niedziela, 9 października 2016

Rytm siekier - recenzja "Wołynia"

   W końcu poszedłem na film do którego obejrzania zachęcałem. Film zrobiony "za pieniądze Gazpromu" , film który "cofnie pojednanie". Rzecz w tym, że pojednania nigdy nie było na serio. To, że Kuczma pojechał gdzieś z Kwaśniewskim i wygłosili jakieś tam przemówienia bo doradcy zalecili (a potem poszli na wódkę)  nie oznacza jeszcze pojednania. Pojednanie wymaga prawdy, czy nie tak?

   Film jest do bólu prawdziwy. Początkowe sekwencje przedstawiające polsko - ukraińskie wesele są doskonałym tłem do pokazania pęknięcia między oboma narodami. Ten film to nie antyukraińska agitka. Przy weselnej wódce agitator OUN (nie będę zdradzał jak się tam znalazł) przypomina swoim rodakom wszystkie krzywdy jakie doznali od  Polaków. I co ważne nie kłamie. Polska polityka narodowościowa była w okresie międzywojennym po prostu głupia. Pięciomilionową mniejszość ukraińską można było, albo zmiażdżyć w stalinowskim stylu, albo dać jej autonomię. Nie zrobiono ani jednego ani drugiego. Kij był patykiem, a marchewka była zgniła. W filmie jest to pokazane. Jednocześnie reżyser pokazuje, że również idylliczna legenda kresowa na swój sposób była prawdziwa. Jest wiosna 1939 - jeszcze obie nacje razem śpiewają, piją, bawią się i kochają.
    Niedługo jednak świat runął - jesienią 1939 rozpadła się "pańska Polska". Nienawiść wybuchła już wtedy - scena krojenia żywcem polskich jeńców przez bojówkę OUN jest złowieszczą zapowiedzią tego co nastąpi. Później zabijają bolszewicy, zabijają hitlerowcy. Niemcy wciagają część Ukraińców w swoje zbrodnie. Polacy też bywają cyniczni, okrutni i zdemoralizowani. Było i tak. Film ukazuje całą tą "diabelską edukację".
    Ostatnia część filmu to już ucieczka głównej bohaterki i jej syna (owocu miłości z Ukraińcem) przez kręgi piekła. Niewiele tu ludzkich odruchów. Właściwie zło przesiąka wszystkich poza jedną ukraińsko-polską rodziną siostry bohaterki, popem i ... oddziałem niemieckiej piechoty. Niektórzy mówią o zbiorowych opętaniach  jakie zdarzają się w czasach wojen. I tutaj, latem 1943 na Wołyniu zapewne mieliśmy do czynienia z czymś takim. Pasja czynienia Zła przez duże Z ogarniająca szerokie rzesze. Pasja połączona z zastarszaniem tych Ukraińców, którzy nie chcieli wypełniać rozkazów terrorystów. Chłopi-rezuni wplątani w zło zalewają sumienie horyłką. Było i tak. I sumienie gryzące nie pozwala się Ukrainie rozliczyć ze swoją historią. Czy jednak mamy naszych sąsiadów traktować jak dzieci? Jeśli nie potrafią tego zrobić, rozliczyć się z tym ponurym dziedzictwem to oznacza, że potrzebują protektoratu jak to dzieci. W gruncie rzeczy ta polityka "nie trzeba o tym głosno mówić" jest antyukraińska (na obecnym etapie) w takim samym stopniu jak antyukraińskość w klasycznej formie a'la W. Łysiak.
    Co ważne mimo inferalnego klimatu reżyser nie epatuje krwią i flakami. Nie jest to film po którym ma się ochotę pobić pierwszego lepszego ukraińskiego emigranta. Nie jest to film na zamówienie putinowksiej propagandy. Moskovia jest tu (zresztą jak najbardziej słusznie) czynnikiem destrukcji i siewcą złego ziarna. Kolejny plus dla mojego krajana. Swoją drogą w filmie jest bohater noszący moje nazwisko, które pojawia się we wszystkich filmach autora "Domu Złego" jakie oglądałem :)

    Ciekawa refleksja naszła mnie w trakcie seansu. W jednej ze scen Smarzowski pokazuje ni to polityczny więc ni to zbiórkę kurenia UPA. Płoną ogniska, słychać okrzyki "Sława Ukrainie", "Herojam sława". Z czymś się to kojarzy? Rewolucja Godności nie mogła przywrócić Ukraińcom godności choćby z przyczyn metafizycznych, mistycznych, nadprzyrodzonych. Skoro na majdanie wymachiwano czarno-czerwonymi sztandarami to przyzywano nimi siły demoniczne. Skoro czarno-czerwona flaga stała się nieoficjalną flagą państwowa to nic dziwnego, że propaganda Chanatu Moskiewskiego ma doskonałe instrumentarium. 
      Oczywiście jak mawia mój kolega "nienawidzę tych choragwi, ale chłopak, który ginie w Donbasie walcząc pod nią to bohater" i oczywiście UPA ma jasne strony - choćby bycie motorem powstań w Kengirze i Norylsku. Nie zmienia to faktu, że podobnie jak rwandyjskie bojówki Hutu, chorwaccy Ustasze czy tzw. Państwo Islamskie była UPA mroczną, ludobójczą i totalitarną organizacją terrorystyczną. Zrzucanie Lenina z cokołów i stawianie na jego miejscu innego totalitarysty nie przybliży Ukrainy do normalności ani na krok. Choćby dlatego, że kult UPA jest na rękę głównemu wrogowi Ukrainy - Moskwie. Swoją drogą architekt rzezi wołyńskiej był moim zdaniem agentem NKWD. Arcyskutecznym agentem. Jak powinni się więc odnieść? To proste - walka była słuszna, ale idea zła. Oczywiście można powiedzieć tradycyjne dla naszych majdanowych romantyków - "ale oni nie mają innych bohaterów!". Jak to nie mają? Ja mogę wymienić z trzy tuziny bohaterów nie związanych ani z banderowcami ani melnykowcami, którzy zasługuja na główną ulicę w Kijowie! A Ci bohaterowie, którzy wrócili z niedawnej wojny, inwalidzi wojenni, którzy rodzili się gdy ja chodziłem do podstawówki powinni dostać opiekę państwa a nie ochłapy. Tyle, że łatwiej politykom tamtejszym wymachiwać czarno-czerwonym sztandarem. Chorągiew ta to jednak całun pogrzebowy Ukrainy...

Końcowa scena filmu jest niejednoznaczna i bardzo piękna. Nie będę zdradzał, po za tym, że sprawia, że widz może zobaczyć odblask raju. Warto ten film oglądnąć.
"A na jakim filmie byliście" - pyta młody taryfiarz - "Na Wołyniu" - "a o czym to? Pierwszy raz słyszę" - "o głośno o nim ostatnio " - "nie kojarzę"...



Plakat filmu sam w sobie jest arcydziełem




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz