poniedziałek, 21 grudnia 2015

Zima karpacka 1914/15

                                                   Przed stu i jeden laty

                                         

    Zimą 1914/ 15  wojska Imperium Rosyjskiego usiłowały przerwać łuk Karpat by wedrzeć się na Wielką Nizinę Węgierską.  Walki rozgorzały od Bukowiny  po Beskid Wyspowy. Gdyby to się udało liczna  ( w końcu Chanat Moskiewski ;) ) jazda mogła przy swobodnie prowadzić wojnę manewrową. Wyprzeć CK armię za Dunaj, zdobyć Budapeszt, zagrozić Wiedniowi. jednym mówią zmusić Franza Josefa jeśli nie do kapitulacji to przynajmniej pokoju. Niemcy musieli by ratować sojusznika przerzucając masy wojska z innych teatrów działań. Wielka Wojna skończyła by się być może w 1916. Nie było by  ( być może ) rewolucji w Chanacie Moskiewskim. Ale to gdybanie, a ja tutaj pokażę jak wyglądała zima 1914/1915 na Podkarpaciu oczyma bezpośrednich świadków.

Pieśń kozaków dońskich


  "(...) masy konnicy przeprawiły się przez San od Olchowiec... Wtem słyszę dziką pieśń - "Idiom Polszu wojowat"... (...) Koło Nidenthala złaczyłem się z żołnierzami nr 18 ( na barku ) z guberni orenburskiej ! Pytali czy daleko ta Galicyja - granica Germaniji - bo ich gosudar postanowił zawojować Galicyje. Gdy im powiedziałem, że to jakichs mil 50, smutnie mówili, czy też bedą jeszcze oglądać jeszcze rodzinne strony  .... Po drodze skarżyli się ludzie  na okropne rabunki w biały dzień (...)"  

wspomina sanocki lekarz dr Zaleski


Piechota cara Mikołaja II

Ferenc Molnar, wegierski korespondent relacjonuje walki w Bieszczadach:

"(...)  Rosjanie pod wieczór zaatakowali górę, na której zboczu, ale wysoko, prawie na grani, ciągną się nasze okopy. Śnieg jest tak wysoki, że drogę dla piechoty trzeba torować sobie łopatami (...)  Z góry wyraźnie było widać, że Rosjanie brnęli pod górę w sześciu ustawionych w równych odległościach tyralierach. To znaczy, że za każdym żołnierzem z pierwszego rzędu szło jeszcze pięciu dalszych. Sens tego jest taki: pierwszy,lub dwóch pierwszych żołnierzy z każdego rzędu przeznaczony jest na śmierć (...) W zapadającym zmierzchu ciemne postacie Rosjan wyraźnie odcinają się od białego tła, toteż Styryjczycy, doskonali strzelcy, pierwszy rząd dosłownie skosili (...) Tylko nielicznym udało się dotrzeć z powrotem do doliny (...) Owe sześć tyralier tworzyła jedna z kompani bohaterskiej 48 dywizji syberyjskiej. Przyprowadzeni na drugi dzień jeńcy, których przesłuchiwano w mojej obecności, dokładnie opowiedzieli historie tego ataku. Powiedzieli, że z trzech atakujących pułków, powróciło zaledwie sześciuset ludzi (...)

"Kiedy byliśmy na wojnie"

I znów Molnar - o ostrzale:

"(...) Wiedząc, że Węgrzy lubią śpiewać, powiedzieliśmy, śpiewajcie. I gdy przeleciał pierwszy ciężki, rosyjski granat, węgierscy żołnierze zaczęli śpiewać. Nikt nawet nie drgnął w rowie. Gdy wybuchł granat śpiew na chwilę umilkł., lecz już w następnej chwili znów odezwał się głośno, świeżo zagłuszając złowieszczy świt (...)"

A tak wspomina ostrzał niemiecki lub austro-węgierski żołnierz w czasie walk o Medzilaborce i Kamień nad Jaśliskami   rosyjski sołdat  Nikandra Andrejewicz Gieorgijew:

"(...) Potem paliliśmy machorkę i żartowaliśmy. Rybakow patrzył do pustej miski i mówił - "Naleśniki moje, naleśniki kochane, gdzieście się mi ukryły ?" Wszyscy się śmiali, kiedy nagle usłyszeliśmy eksplozję. Granat artyleryjny spadł niedaleko  naszego domu. Szyby zatrzęsły się. Nasz śmiech zamienił się w modlitwę, a ja powiedziałem - "Rodacy moi, zginiemy pod falami   karpackiego morza" (...)"


Jeden z wielu cmentarzy wojennych na stokach Kamienia - Bieszczadu. Ten położony jest przy niebieskim szlaku. Niedaleko na stokach Kanasiówki położona jest tzw Żołnierska Polana. Zimą 1914/15 żołnierze obu armii między atakami na bagnety pili razem wódkę i palili szlugi na ziemi niczyjej. Stąd nazwa. 


Tymczasem 21 stycznia "Ziemia Przemyska" donosi:

"(...) Po południu ukazał się nad miastem rosyjski latawiec. W ślad za nim poszybował forteczny samolot i począł go ścigać wśród strzałów z dział i karabinów. Rosyjski drapieżnik przed pościgiem umknął na jakiś czas, ale wnet okrążywszy półkolem nadpłynął nad miasto  od strony Prałkowiec i zrzucił dwie bomby (...)"

Legionista II "Żelaznej" Brygady Legionów wspomina walki w Gorganach:

"(...)  Jeden z ciężko rannych kolegów z mojego plutonu chce się z plutonem i ze mną pożegnać. Ma całkowicie rozszarpany brzuch kulą dum - dum. Wie, że umrze, prosi o odciągnięcie go od linii i nakrycie, aby swoimi ranami nie robił złego wrażenia. Podchodziliśmy do niego po kilku. Mówi cicho, przytomnie, że nie będzie już obchodził świąt w wolnej Polsce, umiera za nią i nie żałuje swego swego życia, oddanego za wolność. Niech żyje Polska. Ma tylko ostatnie życzenie - chciałby zapalić jeszcze raz papierosa. Wyszukujemy po kieszeniach resztki tytoniu, skręcamy papierosa i podajemy mu do ust już zapalonego. Zaciąga się z rozkoszą i umiera jakby nagle zasnął. Zdejmujemy czapki na krótką modlitwę, bo trzeba wracać na linię - rozpoczyna się dalszy ciąg ataku (...)"


Msza polowa dla legionistów w Rafajłowej  (  dziś Bystrycja ) - styczeń 1915


A tak oficerowie CK armii wspominają walki w Bieszczadach:

"(...) Codziennie zamarzały na śmierć setki żołnierzy, każdy ranny, którego nie można było odtransportować na tyły, ginął nieuchronnie. Całe gromady, płacząc poddawał się do niewoli by uniknąć strasznych cierpień: w 21 pułku strzeleckim czujki wysłane wieczorem znaleziono rano do ostatniego żołnierza... zamarznięte. Z powodu ogromnej masy śniegu ani jedna podwoda, ani jedno zwierzę juczne nie posunęło się do przodu (...)  Tępa apatia i obojętność coraz bardziej ogarniająca front jest nie zażegnania. W końcu stycznia nastały nagle ulewne deszcze. (...) nie ma żadnych możliwości wysuszenia umundurowania, które przez noc zamarzając tworzy na ciele lodowaty pancerz. (...) Żołnierze na wpół obłąkani, z tępą rezygnacją cofają się na stanowiska wyjściowe... tam gdzie byli w połowie stycznia. W tym okresie nastąpiła zagłada armii (...)"

"(...)  6 marca nowa zmiana pogody: niebo bez chmur, w dzień odwilż, w nocy zimno do minus 20 stopni. w następstwie tego obmarzają stoki gór, tak, że każdy atak , nawet bez przeciwdziałania nieprzyjaciela, urasta do roli wyczynu turystycznego. Gdy to się wszystko pokona, kończy się słońce ogrzewające choć trochę w ciągu dnia walczących, a mroźny wiatr północno - zachodni wyciąga z ludzi resztki ciepła (...) Dnia 10 marca przyszła burza śnieżna:atak utknął, całe linie tyralierskie pokrył raz na zawsze śnieżny całun (...)"

... I z walk w okolicach Jaślisk i Medzilaborec:

"(...)  Na początku lutego 1915  jej cztery pułki piesze dysponowały tylko 600 żołnierzami zdolnymi do walki. Chodziło o polskie, ukraińskie i bośniacko - hercegowińskie  pułki, które poprzednie walki znacznie osłabiły i przerzedziły (...)"

A tak opisuje austriacko - węgierski korespondent szturm na przełęcz Dukielską:

"(...) Rosjanie chcieli zwyciężyć za wszelką cenę, nie szczędząc żyć ludzkich (...) W ten sposób Rosjanie przekroczyli szczyt przesmyku. Jeszcze przed zmrokiem  rozpoczęta  została następna akcja: szeregi rosyjskie zeszły z gór w dolinę. Wieczorem zaczęły wspinać się na przeciwległe wierzchołki, bronione przez wojsko austriackie. Kiedy podeszły do połowy stoku, rozpętała się straszna wichura, która zmusiła Rosjan do ustąpienia i spędzenia całej nocy pod gołym niebem (...) Całe gromady martwych i rannych pokrywały pole walki, było wielu jeńców. Rosjanie w końcu rzucili się do ucieczki(...)"

  Cytaty pochodzą z książki Andrzeja Olejki "Karpacka wojna trzech cesarzy" - monografi tych walk. Fragment o legionistach pochodzi  książki "Teraz będzie Polska" - wyboru fragmentów pamiętników z tamtego czasu. Kompilacja opracowana przez Andrzeja Rosnera.

   W toku kampanii karpackiej 1914 - 1915 straty rosyjskie wyniosły około  milion dwieście tysięcy zabitych, rannych i zaginionych i około ośmiuset tysięcy  austro - węgierskich i niemieckich.  Wcześniej w bitwie Galicyjskiej straty obu strony wyniosły ponad czterysta tysięcy ludzi. Dodatkowo bitwa pod Gorlicami  i dalsze walki w Galicji w maju 1915 pożarła około dwustu tysięcy zabitych.  Ćwierć miliona rosyjskich jeńców poszło w "plen". Carat już nigdy do końca się nie podniósł po tej porażce. Po załamaniu "ofensywy  Burusiłowa" latem 1916  armia imperialna pogrążyła się w śmiertelnym kryzysie.  Droga dla Lenina została otwarta. 

    Państwo Franza Josefa rozpadło się jesienią 1918. I dobrze bo dzięki temu odzyskaliśmy Kraków, Lwów i  Malinową Górę ;) Trochę szkoda bo cała Galicja od Zbrucza do Soły ma sentyment do Cysorza. 
   W toku Wielkiej Wojny CK Monarchia zmobilizowała niemal osiem milionów mężczyzn. Milion dwieście tysięcy poległo. Ponad dwa miliony dostało się do niewoli, a ponad trzy i pół miliona odniosło rany. Ilość kalek psychicznych jest nie do oszacowania. W mojej rodzinie wujek babci cierpiał na syndrom stresu pourazowego. Z tego co kalkuluję walczył na froncie włoskim. 
    CK Monarchia walczyła nie tylko z Chanatem Moskiewskim, ale także z Rumunią, Włochami ( walki m.in w Dolomitach ) oraz Serbią i Czarnogórą. O zaciekłości walk na Bałkanach może świadczyć statystka - wojny nie przeżyło prawie 60 % męskiej populacji Serbii.
  

     Do armii państw zaborczych zmobilizowano około trzech milionów Polaków. Jak się szacuje walcząc w szeregach  CK wojska poległo  dwieście dwadzieścia tysięcy, w wojsku kajzera Wilhelma sto dziesięć tysięcy, a w wojsku cara Mikołaja około dwustu tysięcy. Być może liczby te są niższe - widełki szacunków wahają się pomiędzy ok 385 a ok 530 tysięcy. Ziemie późniejszej II RP zostały zniszczone walkami, rabunkami i taktyką spalonej ziemi i eksploatacją gospodarczą. Szalał głód, tyfus, cholera, czerwonka, gruźlica, grypa hiszpanka itp.

    Wielka Wojna miała być ostatnią, ale jak popatrzeć na świat wcale nie była ostatnią. Ostatniej wojny chyba niestety tak prędko nie będzie.















    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz