sobota, 11 lutego 2017

Katecheci kazujcie czytać !

   

Albo luźne i nieco chaotyczne  refleksje z lektury


Poczytuję książeczkę "Dzikie Serce" Johna Eldredge. Ciekawa... Autor pisze o syndromie martwoty męskich serc. Znużeniu, zmęczeniu postmodernistycznego mężczyzny. Książka jest o tym dlaczego tak się dzieje i jak z tym skończyć.


"Bądź miły"


 Jak przekonuje powodem jest swego rodzaju uniseksualność współczesności. Wszyscy od pastora/ księdza po działaczki feministyczne sugerują chłopom by byli "miłymi facetami". Autor jest zdania, że bycie nieustannie "miłym gościem" wcale chrześcijańskie nie jest. Ot sam Jezus wcale nie był zawsze miły. Potrafił rozbijać stragany, potrafił paraliżować głosem "zgraję siepaczy". Był cieślą, rybakiem, survivalowcem ( post na pustyni ). I się tutaj z autorem zgadam. Jeden mój znajomy był kiedyś otoczony chórem doradców. Doradcy w  ( najlepszej wierze ) dręczyli go czymś co uważali za konstruktywną krytykę. W końcu nie wytrzymał.  W cokolwiek w dobitnym stylu powiedział, iż ma dość, trzasnął drzwiami i.... I to była jedna z mądrzejszych rzeczy, które zrobił ;) Nie można być nieustannie miłym. Jak się jest nieustannie miłym to zaczyna się być niemiłym w głębi duszy. Człowiek czuje się słaby, goniony, czuje brak respektu. I zaczyna się w nimi kisić gniew. Gniew, frustracja, apatia, niechęć, zgorzknienie. Nic dobrego być "miłym gościem". 


Dusza wojownika


  Autor pisze też o etosie wojownika. O wojowniczym sercu małych chłopców. Chłopcy bawią się w podróżników, marynarzy, komandosów, partyzantów, alpinistów. A potem każe im się siadać w klatce, wpisywać coś do Exela i tam powoli dogorywać. Zupełną rację ma autor. Oczywiście nie każdy może  znaleźć  zatrudnienie  jako pilarz w Beskidzie Niskim czy funkcjonariusz pododdziału antyterrorystycznego policji czy jako komandos Wojsk Specjalnych. Jednak czasem trzeba wyjść z klatki. Ot znów historia z życia. Znajomy od dłuższego czasu pracował w biurze. Biuro - mieszkanie - biuro - mieszkanie. Znużenie.  Człowiek ewolucyjnie jest przygotowany do ciskania dzidą do żubrów a nie siedzenia 10 h dziennie w klatce. Gdy trafił do mojej angielskiej roboty ( tak się życie złożyło mu )  - chłop odżył. Ciężarówki w błocie, ciężkie rury, zapach benzyny, piwo trzymane czarną dłonią. Chłop odpoczął od klatki - biura. Oczywiście teraz znów pracuje za pomocą klawiatury. Ale przygoda namiotowa dała mu odsapnąć. 

 Czy "Dzikie Serce" propaguje przemoc i styl machosimo ? Brawurę i narażanie się ? Zatracanie w sporcie ?  Nie, autor odżegnuje się od tego. Oczywiście przemoc sama w sobie nie jest czymś dobrym. Europa w toku swej historii stawała się coraz bardziej pacyfistyczna. Można prześledzić ten proces. Szwedzi zwani byli w XVII wieku "Tatarami Północy". Jednak po III wojnie północnej na początku XVIII wieku ich wilcze kły zostały przytępione. Zajęli się korzystaniem z łupów. W życiu innych narodów Europy też są takie momenty. Czesi - bitwa pod Biała Górą i to co stało się po niej. Francuzi - jatki Wielkiej Wojny 1914 - 1918. Brytyjczycy, Polacy i Niemcy - masakra kolejnej Wielkiej Jeszcze Większej Wojny. Chorwaci, Serbowie - wojny bałkańskie z lat 90-tych XX wieku. I dobrze, że ta wojowniczość została przytępiona. Tylko czy nie aby za bardzo ? Widząc co się dzieje w takich miejscach jak ostatnio opisywane  przeze mnie Malmo śmiem wątpić. Wbrew bzdurnym teoriom różnych teoretyków post/neo hipsizmu, pseudofeminsitek itp. agresja jest niezbędna w pewnych sytuacjach. 

  Po za tym czy człowiek jest mniej okrutny w epoce nowoczesności i postnowoczesności ? Szwedzki historyk - eseista Englund pisze, że powodem powstania komór gazowych jest po części rozpowszechnienie się środków przeciwbólowych. Jak i dlaczego ? Gdzieś do około połowy XIX wieku właściwie nic na ból nie było ( można się było narąbać gorzałą ) więc ludzie rośli w świecie , gdzie ból był normą. Ząb boli ? Do kowala, albo  zgnije i wypadnie, albo umrzesz. Amputacja ? Dajcie mu gorzołki i kołek w zęby. Poród ? Drzyj się dziecku na zdrowie. Choroba ? Jak boli znaczy, że jeszcześ nie umarł Bartoszu. Tak więc człowiek żył w świecie bez znieczulenia. Był to okrutny świat. Mężowie nokautujący żony, dzieciaki topiące pieski dla zabawy, pogrzeby po festynach. Świat był twardy toteż ludzi nie dziwiły wojenne rzezie a wypruwanie flaków złoczyńcom było swego rodzaju rozrywką. Englund pisze, że odkąd do powszechnego użytku weszły substancje przeciwbólowe ludzie zaczęli się bólu bać. I okrucieństwo zaczęło odpychać. Czy jesteśmy lepsi ?  Nie nadal jesteśmy okrutni tylko łatwiej go zadawać na odległość. I tak własnie powstały komory gazowe. 300 lat wcześniej sprawę załatwiono by nożami.

Baranki, ale czy boże ?


  Razem z okrucieństwem ginie też męstwo, wspólnota i kupę pozytywnych cech. Ot przykład znów z życia. Byłem kiedyś na posiadówie. W pewnym momencie zrobiło się zbyt głośno, gdyż wódka i emocje polityczne rozgrzały dyskutantów. W pewnym momencie zapukała policja. Na szczęście zakończyło się na upomnieniu. Kto przysłał funkcjonariuszy ? Zapewne młode małżeństwo, które mieszkało obok. Zastanówmy się nad alternatywnymi wersjami "spacyfikowania melanżu". Ojciec rodziny dzwoni po kumpli z mafii. Przyjeżdża ekipa na kwadrat i wszystkich bije. Opcja druga. ojciec rodziny przychodzi i robi dziką awanturę, grożąc policją, strażą miejską, wysokim sądem i swoim adwokatem.  Opcja trzecia wezwać policję/straż miejską i niby nikt nie wie kto wezwał. Nowocześnie, po cichu, BEZ KONFRONTACJI. Jest jednak i opcja czwarta. Sąsiedzi się ZNAJĄ. Nie na "dzień dobry" i nie znam imienia sąsiada. A jesli jednak zrobi się za głośno to sms od sąsiada "Stefan dziecko śpi, przycisz imprezę".


Na ryby !


  I właśnie jak się wydaje do tego namawia autor. To nie jest taki reakcjonizm - żeby było jak dawniej. Tylko namawianie do zakonserwowania pewnych cech. Bardzo wskazane jest zdaniem Eldredga, by ojciec brał synów na "wprawę". Namioty, wędki, siekierka, ognisko itp.  A i wódeczka z przysłowiowym  szwagrem - czemu nie ? Nie ma też  nic złego w tym  by się chłopcy poboksowali. Nie ma nic złego jak rozwalą sobie kolano, albo żeby dopadła ich ulewa. Jaki jest problem współczesności ? Nuda... nuda, przesyt, przekonanie, że nie można odnieść porażki, hedonizm, strach przed bólem i zmęczeniem. Jeśli w odpowiednim wieku nie zacznie się pracować nad chłopcem wyrośnie krzywo. A nie ma innej drogi na utwardzenie niż utwardzanie. Niestety jeszcze nie wynaleziono symulatora zmęczenia. 

 Jeszcze jedna korzyść z takich "wypraw". Kontakt z dziećmi. Dziś , gdy świat tak szybko się zmienił jest to tym bardziej potrzebne. Oczywiście system obecny jest tak skonstruowany żeby jak najbardziej to utrudnić. Ot przykład z Wrocławia  ( zdaje się). Jakiś czas temu policja interweniowała ponieważ ... ojciec bawił się z synem w Indiańców. Wszystko działo się kilkaset metrów od apteki i sklepu spożywczego. No, ale szałas, kleszcze, zaskrońce, agresywne zające, rozbite szkło.... NIEBEZPIECZNIE. Inny przykład to ochraniacze zakładane dzieciom na plac zabaw. Rzecz jasna dobrze , gdy plac zabaw nie grozi złamaniem kręgosłupa, ale ochraniacze ?!  Ochraniacze zaburzą rozwój na poziomie neurologicznym. To jest jakaś zakrojona na szeroką skalę fala i kastrowania i ogłupiania. Wir , który wciąga.

Temat sexu musi być


 Autor podkreśla też wagę relacji damsko - męskich. Pisze , że Rycerz musi mieć Piękną. Pisze o koniecznej w życiu namiętności. Namiętności połączonej z wiernością.  Dobre to na  szalone czasy. Wszystko się spornografizowało. Nasz sposób myślenia się spornografizował. O już nie wystarczy mineta kobietom !  Muszą być kajdanki, przepaska, knebel, olejki eteryczne i kondony w 15 smakach. Półki w księgarniach uginają się od seks poradników , a półki w aptekach od środków na sex. W gruncie rzeczy jednak to nasycenie nie sprzyja szczęściu. Skoro jakość seksu się tak poprawiła to czemu wzrosła ilość rozwodów ? Nuda, a nudę stymuluje zmiany w obyczajowości. Popatrzmy na taką scenkę rodzajową. Trzech studentów bawi się w barze. Rok 1977. Piwo płynie strumieniami. Podchodzi urocza  dziewczyna i proponuje im zabawę we czwórkę. Jak by zareagowali ? Podejrzewam, że by odmówili speszeni ( do głowy by im nie przyszło, że można tak ). A w 2017 ? Zapewne zapytali ją czy mieszka sama. Ot i ta zmiana zabije zachodnia cywilizację. 
  Umiejętności seksualne stały się dla mas  kobiet wyznacznikami "samczości". Dla wielu chłopców jest to pułapka. Myślą, że skoro mają liczne erotyczne przygody, skoro dziewczyny drą się gdy ich rżną to znaczy, że są samcami, mężczyznami. Potem odkrywają prawdę. Albo tkwią w kołowrocie poszukiwania doznań. Kończy się w klubach grupppen sexu. A kobiety ? Często wyzwolenie kończy się mokrymi poduszkami. Bynajmniej nie z podniecenia. 
 Sporo też jest osobników , którzy od kobiety wolą pornografię. A pornografia dokonała takiej ewolucji. że powinna być zwalczana jak opiaty. 
   Z tym całym brudem nie można walczyć na zasadzie "bzykać się jest grzech i nie wolno". Można pokazać , że można bzykać się po Bożemu i nawet lepiej niż po kurwiszońsku będzie. To zadanie nie tyle księży co świeckich. Którzy zrobią to w PORYWAJĄCY sposób. Typowe mizu , mizu , kalendarzyk, o dzidzusie niestety może być co najwyżej przeciw-skuteczne. Taka pani od "wychowania do życia" nie porwie klasy naładowanych testosteronem byczków. Zwyczajnie jeszcze u nich te hormony od rozczulania się nad dzidusiem się jeszcze nie wydzielają :)


Bohater naszych czasów


   "W Dzikim Sercu" piszą o śmierci męskiego serca. Doskonale znam ten stan. Kiedyś, gdy zaczęło zdychać czytałem akurat "Bohatera naszych czasów". Odczułem jakieś dziwne podobieństwo z Pieczorinem. Nuda, pustka, montonia, nienasycenie. Ależ czy to nie jest właśnie choroba naszych czasów ? I o tym własnie jest tak książka. Jak z tej martwoty się wyrywać. Przełamać impas. Nie musi to być wcale rzucenie wszystkiego i wyjechanie w Bieszczady czy do Legi Cudzoziemskiej. Wystarczy powiedzieć dziewczynie, że jedzie się z kolegami na tygodniową wyprawę w rumuńskie góry czy coś w tym stylu. Ot i znów z życia. Siedzimy w barze, wódka się leje. Kolega wymyśla, że spłyniemy tratwą po rzece. Podłapujemy temat. Kolega  najbardziej ukąszony przez węża wu-dżitsu jest najbardziej rozochocony. Niestety obok siedzi młoda żonka ;) Było to zabawne, ale ilu facetów przez takie "dbające o nich" żonki powariowało. I nagle w wieku 45 lat uganiają się za małolatami na moturze ?

Kościół żeńskokatolicki


  Katecheci powinni ją polecać do czytania. Katecheci z autorytetem. Brakuje takich. Porywających katechetów. Nie księży  - kopertowców. Ani księży koscioła żeńsko-katolickiego. Katecheci z czarnym pasem karate, katecheci sędziujący w B-klasie, katecheci, którzy razem z dekarzami remontują dach na kościele. Odnoszę wrażenie, że coraz mniej takich prezbiterów. Nie licząc świniaków w sutannie sporo kleryków nadających się do pracy z "niewiastami", ale chłopów nie umiejący porwać w żaden sposób. To jest właśnie taki kościół jak napisał jeden z moich ulubionych publicystów "żeńsko katolicki". O nie o takich księży trzeba. Nie trzeba też takich co "trudnym chłopakom" kadzą. Czytałem ostatnio kazanie z ogólnokrajowej pielgrzymki kibiców na Jasną Górę. Boże ! Ksiądz duszpasterz kiboli kadzi im jak tylko może. "Jesteście solą ziemi polskiej !". No tak, amfetamina jest solą ;) Tam powinien być nie ksiądz miły ziomek. Powinien tam być nowy Skarga. Zjebać ich jak psy. Za gangi ( nie jest tajemnicą ich istnienie ), za bezmyślną przemoc, za głupkowate spędzanie czasu, za dupczenie dziewuch. I dopiero wtedy chwalić. Na to jednak trzeba charyzmy... męstwa własnie. Pewnie jakaś cześć by wyszła i więcej nie wróciła. Ale dla większości mógł być to prysznic Łaski. Skargów nam trzeba !

Wow ! Wow !


  Ogólnie książka git. Drażni nieco maniera amerykańska. Brakuje tylko by autor co dwa zdania dodawał "wow ! wow !". Może przydała by się polska wersja dostosowana do naszej specyfiki ? Książka nie jest jakoś odkrywcza. O martwym sercu pisało już sporo pisarzy większego nieco kalibru niż Eldredge. Dostojewski, Lermontow, Hugo itd. Znany motyw. O ideale rycerza pisał już Bernard święty i Doktor Anielski. Mężczyzny , który nie jest ani bydlęciem gotowym do nieustannej bitki i kopulacji, ale też potrafi rozwalić czaszkę jednym ciosem. Zaletą tej książki jest nie odkrywczość tylko dobra kompilacja. To też sztuka. Jeśli już pisze się zawodowo to nie sztuka napisać pińcset stron. Sztuka napisać to co na 500 na 50.


A ja ? 


   A czy ja mógłbym być pozytywnym bohaterem w tej książce ? Pewnego dnia Schopenahauera pytano czemu pisze tyle o moralności a sam siedzi teraz napity w szynku. Pijany filozof odparł, ze drogowskaz wskazujący Berlin nie idzie za podróżnymi do Berlina. Parę rzeczy się udało. Jeszcze więcej nie udało. Gdybym ta książkę czytał 10 lat temu może udało by się dużo więcej. Autor nie odkrył jakiś nowości. Każdy ( w miarę )  dorosły człowiek, który nie ma mózgu zniszczonego, zatrutego "postempem" pa podobne wrażenia. Dla wchodzących w dorosłość to może być jednak bardzo ważna książka. Choć oczywiście teoria nie zastąpi praktyki. Dlatego parafrazując Grzegorza Brauna : Młodzieży trzeba książki, karabinu, rękawic bokserskich, piłki, młotka i kompasu.

inne wpisy o podobnej tematyce :





Ford Gran Torino ;)





   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz