niedziela, 11 października 2015

                         W bieszczadzkim lesie


                                          Człowiek z wielkie miasto ganiaj, ganiaj w tajga ;)


                                   O tam gania - Jasło, Okrąglik te okolice...


                                        Z  większych zwierzów po drodze spotkałem dwie łanie, jelenia karpackiego oraz stado ucztujących kruków. Pewnie na jakiejś resztce po rysiu czy niedźwiedziu.



                                          Podejście na Łopiennik dość strome, ale przyjemne. Z początku las bardzo mieszany - klony i jasiony, leszczyna i buk, jodła, świerk. Później prawie lite buczyny karpackie. Czasem klon-jawor i jedla. Im wyżej tym buki mniejsze, bardziej powyginane. Tym więcej kamieni, głazów, grząd skalnych. W końcu wierzchołek i w dół.

 Z kolei w dolinie Łopieńki mozaika a'la  Surowica czy Lipowiec. Łęgi jasionów, klonów  i wierzb. Zagajniki modrzewi i świerczyny - smereczyny. Skupiska głogów, jałowców i osik. Czasem brzózka i lipa. Gdzieniegdzie nawet sosenka.No i łąki , pastwiska na przemian z krzakami - podkarpackim buszem.


                                                Cerkiew w Łopieńce w drodze z pola namiotowego, gdzie mimo ziąbu nocowali namiociarze-trekerzy  (sic ! ). Fajnie chodzić samemu, o takiej porze roku. Można podumać. Na przykład nad swoimi grzechami. Podumać nad ogółem i nad szczegółem. Nad kosmosem. Albo nie dumać o niczym tylko chłonąć przyrodę ;)
 

          A to cudowna ikona z Łopieńki. Polecam odwiedzić ;)
 

                                                   Drogę skróciłem idąc wedle zasady, że mając za plecami cerkiew a przed oczyma słońce ( było około 11.30 ) najszybciej dojdę do mojego Lwa. Lew to oczywiście mój pełżot. Nie było łatwo, ale za to stosunkowo szybko.


                                       O taki las lubię. Nie puszcza nie przebyta. Ta bardziej do podziwiania niż łażenia. Lecz też nie od sznurka ten las. Piękny, dziki  las karpacki jesienią. Wiele jest takich buczyn - Kaukaz, Riła, Góry Dynarskie, Alpy Południowe, Andy Chillijskie, Apeniny etc. etc. Jednak karpacki najładniejszy :)



                  Wracając co chwilę natykałem się na czerwone muchomory. Pomyślałem, że nie będę tutaj palił ogniska i spożywał muchomora jak jakiś szaman Ewenków czy słowiański wołchw. Że przydał by się jakiś grzyb na patelnię. Dumałem nad esejem  Łuczaja o grzybobraniu, do którego wracam każdej jesieni. No i bach - grzyby na patelnie na ścieżce..


                                   Kolejny skrót kończył się tak... Znalazł się i na to sposób ;)


                                         I jeszcze po kamieniach, przez Solinkę.



                                      Moja wrócić, a i człowiek z miasta wrócić z tajga. Czas koło 6 h 20 minut. Silny człowiek. A w tle pokryty puszczą Łopiennik. 1069 metrów nad morzem zdaje się. Tzn nad Bałtykiem koło Krondsztadu. Bo Karpaty zdaje się stamtąd mierzą. Na pierwszym planie oczywiście tenty. Tenty są wszędzie ;)



                                 A tak wygląda czubek Łopiennika. Z pamiątkową tablicą. A wiecie, że Wincenty Pol napisał kiedyś wiersz o Malinowej Górze ? ;)


                         Koniec


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz