środa, 6 września 2017

Nauki roku 2015


   Na peronach panowała dziwna, nerwowa atmosfera. Grupy żołnierzy stały zbite w kupkach niczym kijowskie wrony siedzące na dachach. Wokół przemykali cywile ze spuszczonymi głowami. Niebo było za to  jaskrawo niebieskie, jak to podczas mrozów. Dziewczynom i żonom zamarzały łzy na policzkach. Jakiś ochotnik z Gruzji nerwowo pali papierosa, chmura dymu wylatuje spod orlego, kaukaskiego nosa. Jakiś spadochroniarz popija małpkę smakowej wódki. Z nadjeżdżających ze wschodu pociągów wysypują się cywile i żołnierze z potwornie wymęczonymi twarzami. Wszystko jak na dawnych kronikach filmowych, tylko , że w 5 D i kolorze. Wojna ! 


    Wszędzie unosił się kurz, zasłoniłem chustą twarz. Po gruntowych drogach sunęły niezliczone pojazdy. Traktory, terenwe widlaki, dżipy, vany , ciężarówki.  Siedziałem na pace forda i czekałem, aż kolejny posterunek ochrony. Sprawdzają kolejne opaski na ręku. Musisz mieć kilka by przejechać. Tak Festiwal w Glastonbury to przedsięwzięcie z rozmachem godnym Imperium. Miałem wrażenie, że buduje jakąś wielką bazę wojskową a nie festiwal podczas którego uczestnicy mają się stać na kilka dni "Dziećmi Wszechświata". Za 200 funtów. Dziwne to było uczucie, na samym końcu przygotowań,  gdy musiałem z kolegami wyskakiwać z paki i budować namioty dla bileterów przy bramach. Brudni, zbrojni w młoty i dzicy gorączkowo pracowaliśmy. Trzeba było szybko, bo te namioty były przy bramach wejściowych. Zaczynały się już robić ludzkie korki na drogach na terenie festiwalu. Musieliśmy zdążyć na czas. I tacy szarzy od kurzu, w szarych ubraniach, w złotym słońcu zachodu musieliśmy wyglądać surrealistycznie otoczeni tłumem kolorowych, młodych ludzi będących ewidentnie pod wpływem różnorakiej ekstazy. Jak kosmici, albo podróżnicy w czasie. A te wszystkie brytyjskie chłopaczki i te wszystkie młode, brytyjskie dziewczęta patrzące na nas szerokimi źrenicami ...  otaczali nas jak korowody ni to nimf i elfów. Wokół było świętojańsko, hipsiowsko, ekstatycznie. I nasza polsko-angielska załoga wśród tych korowodów. Szara.  Słońce już zaszło , gdy skończyliśmy robotę. Wracaliśmy do Exeter.


   Noc była miło ciepła jak na listopad. Patrzyłem na jesienną  panoramę Lublina . A tu nagle - w Paryżu wojna ! - Jaka wojna ? - terroryści biegają po mieście ! Strzelają z kałasznikowów ! Wysadzają się w powietrze ! Krzyczą Allahu Akbar ! Mają zakładników ! Zgasiłem papierosa na pokrywce od słoika i poszedłem na internety. Atak na Debalcewo to jedna, ale atak na Paryż, wojna w Paryżu to faktycznie interesujące. Pierwsze jednak, położyłem czajnik na grzejniku. Ciekawe czasy, ciekawe noce - kawa się przydaje w takich momentach.


Jaki z tego morał ? Sami sobie zinterpretujcie. Co ja o tym wszystkim myślę - można się dowiedzieć czytając Chutornika. Ale jestem nieobiektywny do końca. Bo nikt nie jest. Ostateczne wnioski wyciągnijcie sami. 






     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz